niedziela, 23 października 2016

Złe wieści.

Mam internet tylko w telefonie. To po pierwsze. Dzień jest stanowczo za krótki. To po drugie. A po trzecie i najgorsze: mam kontuzje lewej ręki. A co za tym idzie, nie mogę robić na drutach i szydełkiem. A obecnie na warsztacie mam:
- nieskończony otulacz na szyję,
- dużą serwetę/ mały obrus (zależy na czym będzie leżał),
- duży obrus,
- bieżnik.
Jak już kiedyś wspomniałam, lubię mieć kilka robot na raz, bo się wtedy nie nudzą i nie są męczące.
Tak więc to wszystko musi poczekać. A jak na złość palce mnie swędzą. Zapewne niejedna z was tak miała, że jak nie mogła, to wena aż wrzała. Ja tak mam teraz, że pomysłów i materiału mam pod dostatkiem.
A muszę wam się pochwalić, że znalazłam w końcu porządna pasmanterię! Raduje się z tego niepomiernie. Włóczek jest całe multum, kordonków malutko, ale dobrze, że chociaż tyle, bo marki znane i lubiane przeze mnie, wiec nie narzekam. A dodatkowym plusem jest pani sprzedawca - Polka, a to oznacza, że się dogadujemy, bo pani miła, uczynna i oblatana w temacie :).


 A na koniec mój nowy nabytek. A właściwie prezent od męża :). Ostatni raz szyłam na maszynie, kiedy miałam 8-10 lat. Zażywałam kawału materiału, w nieokreśloną masę u babci. Początki są trudne, ale mąż stwierdził: zdolna jesteś, to szybko się nauczysz. Kochany... Nieocenioną pomocą są książki od Iwony. Tam mam wszystkie podstawy i cenne informacje. W czasie mojej niedyspozycji będę zgłębiać wiedzę teoretyczną o szyciu. Jeszcze raz dziękuję Iwonie za wszystko. A i mężowi za maszynę ;).

Ściskam gorąco wszystkich czytelników moich i dziękuje za cierpliwość.